04 lutego 2008

1. dzień w US - będzie wiele o EJB3 w wykonaniu WAS 6.1

Do końca nie byłem pewien jak sprawy się potoczą, więc cierpliwie przygotowując się nie pisałem o tym ni słowa w Notatniku. Teraz już jestem na miejscu, więc mogę w końcu oznajmić, że właśnie piszę ten wpis siedząc w Oakwood Mountain View w Kalifornii (USA). Będę sobie tutaj siedział przez najbliższe 5 tygodni i...nie tego nie zdradzę już teraz. Niech pozostanie to jako niespodzianka. "Projekt" jest bardzo ciekawy z mojego punktu widzenia i cieszyłbym się, gdyby komuś udało się również wyjechać w tym celu do US na koszt własnej firmy.

Ciekawostką tego wyjazdu jest fakt, że data wylotu ze Stanów - 6 marca 2008 - pokrywa się dokładnie z datą wygaśnięcia ważności mojego paszportu (!) Wiza jeszcze ważna przez caluteńki rok, więc obawy nie ma. Zresztą już jestem na "American soil", więc jestem tego dowodem, że mit pod tytułem "paszport musi być ważny przynajmniej przez 1/2 roku" nie ma racji bytu. Potwierdziłem to w Ambasadzie Amerykańskiej w Warszawie jeszcze przez wylotem oraz na granicy w Stanach, gdzie celnik wypytywał mnie tylko, czy biorę na siebie "if something unexpected happens and my flight gets delayed". Na końcu języka miałem, że będę się martwił jak "something unexpected happens", ale powstrzymałem się i tylko potwierdziłem, że biorę.

A wylot zaczął się ciekawiej niż się tego spodziewałem. Zaopatrzony w ciuchy na 5 tygodni przekroczyłem dopuszczalną wagę 23 kg na przelocie międzykontynentalnym o caluteńkie 3 kg, co kosztowało mnie 50 USD + 40 PLN kosztów wystawienia rachunku. Razem 161 PLN dodatkowo za 3 kg (!) Trzeba będzie wliczyć to w koszty.

Kolejną ciekawostką było spotkanie Balcerowicza, który zagadnął mnie "Do you speak English?" na co uprzejmie odpowiedziałem "A jasne!". Nie tak dawno, w Borach Tucholskich, spotkałem Buzka i nie mogłem opanować się, aby głośno nie wyrazić mojego zdumienia, że najpierw Buzek, na odludziu, a teraz Balcerowicz. Na co, p. Balcerowicz odpowiedział, że czasami tak bywa. Natknęliśmy się jeszcze we Frankfurcie, ale jako, że p. premier do Waszyngtonu jechał, a p. niepremier (=ja) dalej, więc tyle udało mi się wyrobić sobie chodów na szczeblu ministerialnym ;-)

Później kolejka przy celnikach i 11-godzinny przelot do SFO. Już dawno nie miałem tyle czasu i to bez dostępu do Sieci. Udało mi się posprzątać w komputerze, przeczytać książkę o GlassFishu i Java EE 5 oraz pobawić się Wicketem. Trochę spania, jedzenie, oglądanie filmu i w końcu wylądowałem o 3:30PM w San Francisco. Tutaj pogaduchy z celnikami i odbiór bryki.


Czekała na mnie uśmiechnięta. Na początku sądziłem, że z zadowolenia, że będzie ją prowadził taki kierowca jak ja, ale po niedługiej chwili okazało się, że to była drwina, bo prowadzenie samochodu z automatyczną skrzynią biegów przysporzyło mi nie lada problemów. Kto by pomyślał, że zanim odpalę silnik to zabiorę się za Driver's Manual. Zeszło mi bodajże godzinę na wertowaniu manuala, a później jeszcze ustawieniu GPSa i wio autostradą US-101 SOUTH do hotelu. Śmieszne, bo początkowo za gwałtownie przyciskałem hamulec, tak że stawałem "w miejscu". Można sobie tylko wyobrazić co by było, gdyby za mną ktoś jechał. A już myślałem, żem kierowca na schwał.

Siedząc tutaj 5 tygodni będę miał niezwykle duuuużo czasu na różne różności, które w natłoku codziennych obowiązków rodzinnych schodziły na plan drugi. Teraz z braku tychże obowiązków, pojawiła się "przestrzeń czasowa" do wypełnienia i jako, że głównym celem mojego pobytu w Stanach jest właśnie pisanie, zatem pisania w Notatniku również nie powinno zabraknąć. I jako, że doczytuję książkę o Wickecie będzie sporo właśnie o nim.

Auć, to już 5:30 (CET), a tutaj 8:30PM, więc pora myśleć o spaniu. Jutro zapowiada się ciekawy dzień. Zatem gaz do dechy i wio za lekturę dokumentacji, którą zawsze odkładałem na później. Do jutra!



p.s. Bardzo dziękuję wszystkim esemesowiczom, którzy zechcieli wziąść udział w konkursie Blog Roku 2007, w którym zgłosiłem swój Notatnik. Wystarczy wysłać SMSik, a Jacek szczęśliwy co nie miara widząc coraz większą liczbę głosów. Dzisiaj Notatnik jest na 13. miejscu z 24-oma głosami w III etapie. To daje 10 SMSów w ostatnich 2 dniach (!) Brawo. Jestem Waszym dłużnikiem!

4 komentarze:

  1. uwaga techniczna - wozenie ciuchow do USA to jak drzwi do lasu; sensowniej po prostu zrobic zakupy na miejscu

    OdpowiedzUsuń
  2. Jacek,

    po pierwsze, gorąco polecam wizytę w obskurnie wyglądających - co jest zwodnicze - barach z owocami morza w porcie San Francisco. Jeśli lubisz takie żeczy to jest to okazja której poprostu nie można stracić. Nie pamiętam nazwy knajpy w której byłem, ale zupa z owoców morza i krewetki smarzone w panierce z genialnie dobranym sosem ...mmmm. Nigdzie na świecie nie jadłem niczego co by mogło chociażby spojrzeć w strone tych rarytasów.

    BTW. rozumiem, że już niedługo WAS będzie liderem Java EE, ale nie zapomnij o Apache Wicket. Rozbudziłeś nadzieje, a rozwiązanie wydaje się być naprawdę godne uwagi.

    Pozdr. Mariusz

    OdpowiedzUsuń
  3. Jacek w USA a ja w niedziele lecę do Rumunii.. no cóż.. każdy ma taki (dziki) zachód na jaki zasłużył :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Do: popaprany

    Tak, trzeba mi było wiedzieć to przed moim wyjazdem. Faktycznie, czuję się jak w lesie z tymi cenami. Najgorzej będzie wrócić i się przestawić. Chyba od razu pójdę do szefa renegocjować umowę ;-)

    Do: Mariusz

    Jadę do SF w sobotę i zamierzam wypróbować Twoją propozycję.
    Odnośnie Wicketa to...wciągające, nieprawdaż?

    Do: Michał

    Ubawiłeś mnie. Tylko nie mów tego Rumunom, bo Ci się zostanie na dłużej ;-)

    OdpowiedzUsuń