Koniec roku 2007 i rozpoczęcie 2008 spędziłem z rodziną w Bukowinie Tatrzańskiej. W zasadzie to większość czasu spędziłem w Białce Tatrzańskiej na stokach Bani i Kotelnicy doskonaląc swój warsztat narciarski. Brzmi wyniośle, a sprowadza się do doskonalenia panowania nad nartami, kiedy te decydują się na ruch wbrew oczekiwaniom narciarza. Wydawałoby się, że zjazd na nartach nie należy do trudnych. Nic bardziej mylnego! To samo możnaby w końcu powidzieć o programowaniu w Javie, czy tworzeniu aplikacji korporacyjnych z Java EE. Należę do tego grona narciarzy, którym daleko do określenia średniozaawansowany, więc kiedy przyszła pora na naukę techniki, zamiast utrwalania niedoskonałości (które jakkolwiek pozwalają mi na zjazd bez upadku, to angażują wszystkie możliwe mięśnie, stawy, nerwy, itp.), okazało się, że tak niewiele trzeba, aby doświadczenie wzrosło znacząco w zaskakująco krótkim czasie (przez doświadczenie rozumiem baczniejsze przywiązywanie uwagi do jazdy na krawędziach oraz testy weryfikujące na nowej trasie na Kotelnicy - numer 13). Kilka trafnych uwag i zaleceń instruktora, wskazówki od doświadczonego narciarza (ukłony dla Sławka) i w końcu podpowiedzi mojej żony, która po lekcji z instruktorem dla początkujących "sprzedała" mi tzw. "krakowiaka" (zjazd szkoleniowy z ręką od stoku w górze, z drugą w pasie, która powoduje wygięcie ciała ku stokowi, powodując ostatecznie jazdę na krawędziach) i już widać postępy. Generalnie ubaw po pachy. Upadki były, bolące nogi są, i dobry humor również. Było tak wspaniale, że nie daje mi spokoju myśl o powrocie do Białki za 4-6 tygodni i tak jeszcze kilkakrotnie. Może tak jakiś projekt informatyczny w okolicy?! Warto się nad tym zastanowić, bo przyjemnie w Białce zimą i gdyby tak połączyć przyjemne z pożytecznym byłoby ciekawie.
Zabawa zabawą, ale okazuje się, że i w niej można znaleźć wiele pouczającego dla nauki nowych technologii informatycznych. Widzę tutaj same analogie. Weźmy na początek podstawy. Często o nich zapominamy, traktując je jako zbędne dodatki, o których wiemy, że istnieją, ale ich znajomość praktyczna jest znikoma (najbardziej "wychodzi", kiedy podchodzimy do certyfikatu, np. SCJP, SCBCD lub SCEA). Osobiście, często doskwiera mi brak owej "podstawowej" wiedzy, szczególnie podczas rozmowy z adeptami sztuki programowania w Javie. Wiele pytań w stylu Jak zacząć? pada na grupach, czy w bezpośredniej rozmowie i trudno cokolwiek doradzić bardziej trafniejszego niż Próbuj, upadaj, wstawaj i tak na okrągło, aż znajdziesz swój, własny sposób na doskonalenie warsztatu. Bardzo ważna jest rozmowa z osobami zaawansowanymi w danej technologii, ale nie można zapominać o początkujących, gdyż ich pytania już wielokrotnie "sprowadziły" mnie na ziemię. Gromadzenie doświadczeń za pomocą lektury blogów, podcastów, artykułów, książek i wdrażanie zdobytej wiedzy praktycznie jest w/g mnie najważniejszym elementem każdej osoby pretendującej do miana profesjonalisty. Moim mottem przewodnim jest ciągła konfrontacja wiedzy publicznie, gdzie moje wpadki natychmiast wyłapywane są przez słuchających/czytających powodując, że kolejne publiczne wystąpienia mają szanse być doskonalszymi. Jest kilka rzeczy w Javie, z którymi planuję się zapoznać w roku 2008 i jedynym, potencjalnym problemem może być co najwyżej brak czasu. Napisałem "co najwyżej", gdyż faktycznie nie jest to żaden problem, jeśli założyć, że na naukę potrzeba dziennie kilka minut. Jeśli systematycznie podejdę do owych nowinek, rozpoczynając od dokumentów wprowadzających, jak specyfikacje, podręczniki, czy 5-minutowe ćwiczenia można "spacyfikować" każdy problem, nawet i ten związany z czasem. Weryfikowanie zdobywanej wiedzy w działaniu powinno stać się nieodzownym elementem otwarcia dnia. Najważniejsze, aby próbować, improwizować i nie obawiać się porażek. Ciągłe wystawianie wiedzy publicznie pozwala na wyłapanie błędów w bardzo krótkim czasie. Osobiście uważam, że to brak porażek jest największą porażką, więc spodziewam się, a wręcz oczekuję ich na każdym kroku. Takim podsumowującym powiedzeniem mógłby być Experience is simply the name we give our mistakes Oscara Wilde'a. Gość wiedział, co mówi. Mnie przekonał.
Szczęśliwego nowego roku 2008!
p.s. Byłoby całkowicie doskonale, gdyby nie ten powrót do Warszawy Zakopianką, gdzie przejechanie trasy od 11:00 2-iego zajęło mi 13 godzin (!). Jeśli dodać do tego niedozwolone prędkości w międzyczasie możnaby zastanawiać się, co ja robiłem z rodziną w samochodzie?! O przegrzanym silniku nie wspomniając (coś nie tak z chłodzeniem w rocznym Fordzie!).
p.s.2 Właśnie natrafiłem na zdjęcie z 93. roku z moją żoną na jej studniówce! Ale czasu minęło. Glanów już nie ma...rozpadły się. Może ktoś z czytających był na tej studniówce również?!
łaaa... Jacku nie poznałem szanownego pana :) Genialne zdjęcie... z drugiej strony jak na nie patrzę to dochodzę do wniosku, że jestem szczylem młodym bo ja wtedy kończyłem 3 klasę SP. Ok co do akcji i opowiadania o podstawach to rzeczywiście im dłużej przygotowuję się do SCJP tym bardziej wychodzi niewiedza związana z podstawami podstaw, czyli rzeczami które się czuje, a nie wie....
OdpowiedzUsuńZdjęcie jest mega !!!
OdpowiedzUsuńCo do podstaw to zgadzam się w 100% z Tobą i koziołkiem :)
Pozdrawiam,
Radek
Niezłe zdjęcie:) A podstawy najczęściej sprawiają nam problem - w końcu na najłatwiejsze pytania jest nam najtrudniej odpowiedzieć.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńło:)
OdpowiedzUsuńprawdziwy punkowiec :) Ale buty to na studniówke mogłeś inne załozyc ;)
słuchaj. może udostępnił bys jakis kawałek swojej kapeli? Pytam jak najbardziej powaznie :) (kiedyś pisałes że grałeś czy śpiewałeś - już nie pamiętam)
Co do certyfikatów to właśnie się przygotowuje do SCWCD - i oczywiście tez się dowiaduje o rzeczach o których istnieniu w ogóle nie mialem pojęcia :)
Co do postanowień na nowy rok to ja chce przede wszystkim więcej ruchu!Czego i wam koledzy życzę... bo z tego co zauważyłem to brzuszek jest nasą chorobą zawodową :/