Wspaniała pogoda, co? Właśnie wróciłem z żagli na Zalewie Zegrzyńskim, a wcześniej z Katowic, gdzie prowadziłem 5-dniowe szkolenie z ILOG JRules V7.1 i cieszę się z ostatnich dokonań. Wszystko gładko idzie i dobrze, że pogoda nie nastraja do przesiadywania przed komputerem, bo zmusza mnie do dobierania aktywności, które są najbardziej wartościowe (kryteria dobieram samodzielnie).
Dzisiaj doświadczyłem kolejny raz, że kiedy w naszej profesji chce się coś dogłębnie poznać, to trzeba zapewnić sobie bogate źródło teorii, które musi być poparte nie mniej bogatą praktyką. Kiedy znalazłem się z moim synem na łódce, kiedy zaczęło wiać koło 3ki, od razu przekonałem się, ile jeszcze muszę się nauczyć w trudnym fachu żeglarskim. W zeszłym roku próbowałem "odrestaurować" swoją wiedzę, ale zwykle kończyło się na wsparciu instruktora, który uczył, ale wciąż brakowało mi tego pierwiastka samodzielności. Dzisiaj było inaczej. Kiedy to po ostatnich 2 wypadach weekendowych nad Zalew z dzieciakami, przyszło mi zmierzyć się wspólnie z synem z 3ką i szkwałami, dopiero skoczyłem w praktyce w górę. Dla wielu z Was, praktykujących żeglarzy, te moje dzisiejsze ochy i echy, to chleb powszedni, a nawet "bida z nyndzą", ale dla mnie to było wydarzenie! Kiedy napiszę, że przy ostrym bajdewindzie, spotkaliśmy się ze szkwałem i w dodatku z zaknagowanym szotem grota, przekonałem się, ile znaczy doświadczenie projektowe. Czułem, że zaliczymy wywrotkę, kiedy woda zaczęła się wlewać przez burtę, a my po drugiej stronie wyginaliśmy się próbując balastować. Gdyby nie stanowcze "Damy radę!" mojego syna, kiedy krzyknąłem "Wskakujemy do wody!", pewnie skończyłoby się na kąpieli. Sam nie wiedział, co mówi, ale w zasadzie nic nie tracił, a najważniejsze, że nie stracił głowy w trudnej sytuacji. A cały szkopuł, że Jackowi się zaknagował szot, a to, co się działo, nie nastrajało do twórczego myślenia (choć, jak teraz o tym myślę, to fakt, że udało nam się doprowadzić do tej sytuacji, był twórczym myśleniem). Później wcale nie było łatwiej, ale było zdecydowanie pewniej, a nawet wkradł się element nonszalancji. Jaki byłem rad, kiedy w końcu udało nam się dobić do brzegu. Lubię to!
Pomyślałem, że w ramach rekompensaty za ostatnie wystąpienie w Zielonej Górze (czytaj Wrażenia po seminarium na Uniwersytecie Zielonogórskim = będzie JUG Zielona Góra) odwzajemnie się czymś niewielkim, co nie zabierze dużo czasu (pewnie kwadrans), a merytorycznie zaoszczędzi całe godziny. Będzie to dla wielu taki chrzest bojowy, w którym, kiedy przejdą temat krok po kroku, jak zostało to opisane w artykule, doświadczą tego cudownego uczucia zrozumienia teorii w boju. Nie ma tam wiele, ale jest wystarczająco, aby zacząć zabawę z Enterprise OSGi w wykonaniu Apache Aries i Eclipse Equinox. W sam raz na 15-minutową rozgrzewkę przez poniedziałkowymi zadaniami.
Zainteresowanych zapraszam do lektury mojego ostatniego literackiego dzieła Enterprise OSGi runtime setup with Apache Aries Blueprint. Komentarze mile widziane. Wręcz do nich zachęcam, bo niewielki odzew nie działa inspirująco, a nawet doprowadza do skrajnego myślenia, że nikt tego nie czyta :(
p.s. Przypominam, że w sobotę, 11 czerwca będziemy mieli okazję skosztować konfitury technicznej na pięknie przybranym stole konferencji Confitura 2011 w Warszawie. Będzie wiele smakołyków i szkoda byłoby, gdybym zamiast pływać nad Zalewem, musiał obejść się smakiem nie mogąc spotkać się z moimi czytelnikami. Nie pozwól mi sądzić, że w owej 900-tce zarejestrowanych brakuje Ciebie. Marzy mi się wymienić doświadczeniami z osobami, które parają się praktycznie z OSGi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz