Uruchomienie rejestracji uzmysłowiło nam, że istnieje niemałe zapotrzebowanie na tego typu inicjatywy. Po kilku dniach "dobiliśmy" do poziomu konferencji z 214 zarejestrowanymi uczestnikami. To przerosło szacunki każdego z nas, organizatorów. Kiedy pomyślę sobie, że początkowo planowałem warsjawę na poziomie 100 osób, a 150 traktowałem jako marzenie, a nie cel, pojawia mi się lekkie powątpiewanie w możliwości mojego szacowania możliwości "objętościowych" na przyszłoroczną Javarsovię 2011. Aż strach pomyśleć, o jakich liczbach możemy myśleć w aspekcie uczestników oraz sponsorów i ich wsparcia finansowego.
A skoro o tym, to warsjawa 2010 uzmysłowiła mi rosnące poparcie firm informatycznych dla inicjatyw Warszawa JUG. Jeszcze przy Javarsovia 2010, to my odpytywaliśmy sponsorów o udział w konferencji. Tym razem było zauważalnie inaczej. Wielu ze sponsorów kontaktowało się z nami. Najpierw Altkom, później SoftwareMill, Pragmatists, CoCoNet, Accenture i ej-technologies. MIMUW jako patron użyczył nam swoich sal, co na samym początku zagwarantowało sukces przedsięwzięcia. Rozmowa ze sponsorami zwykle kończyła się przy pierwszej iteracji, gdzie padały nasze możliwości i potrzeby, a sponsor przystawał na nie. Bajka.
Tym samym chciałbym podziękować wszystkim sponsorom za ich udział w warsjawie 2010. Bez Was nie byłoby takiej oprawy konferencyjnej.
Konferencja zaczęła się wystąpieniem Wojtka Erbetowskiego, później wystąpił Paweł Lipiński, Dariusz Łuksza, Marcin Rzewucki z Janem Rychterem, Adam Michalik i Rafał Rusin. Z każdej prezentacji wyniosłem coś wartościowego - czy to ze względu na sposób prezentacji (tutaj moim faworytem stał się Jan Rychter z 30-minutowym przedstawieniem Clojure okiem praktyka!) oraz merytorycznie (tutaj wskazałbym na wstęp Darka Łukszy o EGicie oraz prezentacja Adama Michalika z bajtkodem). Szkoda jeszcze, że tak niewielu z nas czuje potrzebę podzielenia się swoimi doświadczeniami zawodowymi podczas konferencji. Pamiętam, że wcale nie było pewne, czy uda nam się ostatecznie zebrać 6 prelegentów. Doświadczenie prezenterskie to umiejętność, którą idzie wyćwiczyć, ale jak ze wszystkim, trzeba próbować i "platforma" Warszawa JUG jest doskonałym miejscem. Za 1,5 tygodnia kolejne spotkanie i wystarczy się zgłosić w roli prelegenta. Ot, takie to proste.
W trakcie prezentacji, szczęśliwa 30-tka miała możliwość uczestniczenia w szkoleniu z pisania wtyczek do Eclipse, prowadzonym przez Krzysztofa Daniela z poznańskiego IBM Eclipse Support Center. Udało mi się jedynie posłuchać początku i odniosłem wrażenie, że będzie słodko (dosłownie w postaci rozdawanych batonów jako nagroda za poprawną odpowiedź i w przenośni).
Uczestnicy nie zawiedli. Już od rana można było mówić o około 100 uczestnikach i widać było żywo prowadzone dyskusje. Miałem okazję porozmawiać z osobami ze Szczecina, Lublina, Krakowa, Radomia, Płocka i oczywiście Warszawy (ciekawym, jakiego miasta nie wymieniłem?!) U wszystkich zauważyć można było chęć organizowania spotkań, czy to w ramach JUGów, czy konferencji. Chętnie pomogę i wystarczy zapytać, aby dowiedzieć się, że można, nie jest to specjalnie trudne i choćby 30 osób jest warte wysiłku. Kluczem do sukcesu jest wiara w powodzenie przedsięwzięcia, a jedynie rozmiary mogą deprymować, co zdecydowanie nie powinno być przeszkodą, aby w ogóle podjąć się wysiłku. Warto, bo w krótkim czasie można dowiedzieć się więcej niż samodzielnie rozpracowując temat, a kontakty towarzystkie nie dadzą się zastąpić nawet najlepiej napisanym CV, kiedy potrzeba zmienić pracę i zaczepić się w ciekawym zespole. Później, na swoim, podobno są one wręcz niezbędne.
Na koniec konferencji rozlosowano nagrodę w postaci PlayStation3. Gratuluję wygranemu, tym bardziej, że samemu ostrzyłem sobie zęby na niego. Następnym razem.
Później, w ponad 10-osobowej grupie spotkaliśmy się w Jeff'sie. Jedzenie dobre, atmosfera pozytywna, więc można liczyć, że to nie ostatnia inicjatywa Warszawa JUG. Miło się móc spotkać bezpośrednio i omówić różne sprawy (niekoniecznie informatyczne, aczkolwiek te wyraźne nadawały ton).
Na minus konferencji trafiają niewystarczająca ilość napojów, szczególnie po pizzy oraz projektor o niskiej rozdzielczości. Nad obiema sprawami należy się pochylić przy kolejnych konferencjach, jeśli mają być zauważalnie lepsze od poprzednich.
Nagrania są i czekają na obróbkę. Wierzę, że szybko pojawią się na parleys. Kiedy? Hmmm, tego nawet najstarsi górale nie wiedzą.
Do zobaczenia na spotkaniach Warszawa JUG i Javarsovia 2011.
Relacje uczestników warsjawa 2010:
- Krzysztof Kędziorski z Warsjawa 2010 - moje wrażenia
- Rafał Rusin z Apache HISE + Apache Camel
- Bartek "koziołek" Kuczyński z Warsjawa, Jelonek, czyli pracowity weekend Koziołka
- Zdjęcia Anny Mazińskiej
- Piotr Paradziński z Konferencja Warsjava 2010
- Dariusz Łuksza z The worst thing that could happen when you have ‘hands on’ presentation
- Paweł Lipiński z Warsjawa
- Konrad "Ktoso" Malawski z [review] WARSJawa 2010
- SoftwareMill z Konferencja Warsjawa zakończona, nagrody rozdane
- Zdjęcia Marcina Zajączkowskiego
- Zdjęcia Bartka Zdanowskiego
- Paweł Stawicki z Warsjawa 2010. Impressions.
Właśnie kto wygrał playaka?
OdpowiedzUsuń@Jacek "Na minus konferencji trafiają niewystarczająca ilość napojów, szczególnie po pizzy oraz projektor o niskiej rozdzielczości."
OdpowiedzUsuńI brak mikrofonów, Jacek. Brak mikrofonów był bardziej dokuczliwy niż cokolwiek innego.
A tak z innej beczki: mam taką sugestię, by na kolejnych konferencjach planować tok wykładów w ten sposób, by na początek trafiały te najbardziej techniczne, a na koniec dnia, te najbardziej miękkie. Z tego co widziałem dookoła, ciężko się było skupić na HISE/Camelu, oj ciężko :)
Tak, mikrofon/nagłośnienie też się pojawia na minus i jest do opanowania.
OdpowiedzUsuńZ tą sugestią o kolejności wykładów, to bardzo dobry pomysł. Widać było, że ciemność panowała nie tylko w sali, ale i wielu uczestników, którym bliżej było do spania niż słuchania (mnie wliczając). Klimat nie nastrajał.
Przy okazji, kolejność była dopasowana do wymagań uczestników - wielu prosiło o odpowiednie godziny i pamiętam, że nie bardzo podobało mi się umiejscowienie Rafała na samym końcu. Nie było innego wyjścia.