14 października 2010

Nagradzać zaangażowanych podwyżką - wrażenia z Video from my presentation at Agile Warsaw Jakuba Nabrdalika

Jakub Nabrdalik w swojej prezentacji (patrz Video from my presentation at Agile Warsaw) przedstawił ciekawy sposób na motywowanie zespołu programistów do większej aktywności. Jest to zbieżne z moim, ostatnim apelem o udział w konferencji warsjawa (patrz O warsjawie i monadach w Clojure - nauka wspólnie jako sposób własnego rozwoju) i wpadłem na pomysł rozwinięcia myśli, aby nagradzać zaangażowanych podwyżką. Jeśli tylko takiej żądają gratyfikacji, dlaczego nie?!

Podczas wystąpienia Jakuba padło pytanie, albo przynajmniej pojawiła się kwestia, możliwości udźwignięcia tego pomysłu przez pracodawcę i sądzę, że moje rozważania pozwalają na opanowanie i tego. Nie jest to specjalnie odkrywcze i opiera się na założeniu, że miarą kwalifikacji pracownika jest tylko i wyłącznie jego możliwość wygenerowania zysku dla firmy przez różne formy jego aktywności.

Załóżmy model firmy (niekoniecznie informatycznej, ale podprogowo to ona będzie tłem), w której rozwój osobisty jest nagradzany podwyżką, bo większe kwalifikacje, to większe możliwości firmy do zwiększenia przychodów. Trywializując, pracownik przeczytał książkę i oczekuje podwyżki. Albo bardziej wyrafinowanie, skończył pomyślnie projekt i oczekuje podwyżki. Pytanie, kiedy taka "funkcja" osiągnie swoje maksimum i czy w ogóle takowe istnieje? Byłaby to funkcja zarobków od doświadczenia, a nie funkcja zarobków od dojrzałości firmy, aby skorzystać z wiedzy wykwalifikowanego pracownika.

Pierwszy fakt (a może jednak jedynie założenie?) jest taki, że w takim modelu funkcja jest niemalejąca, czyli co jest pewne, to stabilny poziom pensji. Raz otrzymawszy podwyżkę, do końca kontraktu, kwota się należy - czy się stoi, czy się leży.

Już nie jest faktem, czy funkcja ma swój punkt maksymalny. Właśnie, czy Ty uważasz, że kiedyś nastąpi zatrzymanie wzrostu pensji? Zapewne wielu odpowie, że tak, bo "przecież nie może być tak, że będę się ciągle kształcił i jednocześnie będzie mi rosła pensja!" Czyżby?

Ja uważam, że tak może być - rośnie nasza "siła nabywcza/rynkowa", więc rośnie jednocześnie siła firmy, w której delikwent jest zatrudniony. Proszę mieć na uwadze, że nigdy nie prowadziłem żadnej firmy, nawet jednoosobowej, oraz jedynym moim podwórkiem były amerykańskie korporacje - Lucent, HP i IBM.

Oczywiście, pensja jest jedynie materiałem, za który kupujemy inne dobra, więc czy to samochód, czy wycieczka do ciepłych krajów, wliczam to do podwyżki, za którą pracownik sam będzie mógł je kupić (odpowiednio rozkładając zakup na raty z pensji). Upraszczamy model firmy, w której nagrodą może być jedynie zwiększenie pensji.

Zastanówmy się na moment. Na początku pewnie będzie stosunkowo łatwo dla pracodawcy podwyższać pensję rok do roku, bo startujemy z niskiego pułapu i margines zysków firmy z naszego zatrudnienia jest duży. Stąd tak wiele firm zatrudnia kilku wysokowykwalifikowanych pracowników, a reszta to nowicjusze, najczęściej studenci (ciekawe, czy ktoś wie, gdzie uknuto powiedzenie "Każdego specjalistę da się zastąpić skończoną liczbą studentów"?) Czy zysk firmy z naszego zatrudnienia musi maleć? Nie. Musimy jednak rozważyć coś więcej niż samo czytanie książek, np. wspomniany przed momentem mentoring.

Jakie możliwe aktywności możemy rozważyć w naszej branży? Weźmy coś, co nie kojarzy się wprost z zyskiem finansowym - czytanie książek i pisanie recenzji, które publikujemy na blogu. Doświadczyłem tego nie raz i muszę przyznać, że to niełatwe przedsięwzięcie. Stąd łatwiej będzie mi go rozłożyć na czynniki pierwsze.

Po pierwsze, należy znaleźć czas, który pracownik poświęci na przeczytanie książki. To jest jego czas prywatny. W naszym modelu firma pokrywa koszt poświęconego czasu pracownika przez 8 godzin. I właśnie za tę formę aktywności firma miałaby mu zapłacić. Dlaczego? Właśnie dlatego, że robi to w wolnym czasie, który mógłby przeznaczyć na cokolwiek innego, a nie coś, co może przynieść zysk firmie przez podniesienie jego kwalifikacji. O tym zysku za moment.

Po drugie, należy znaleźć czas na spisanie własnych przemyśleń nt. książki w postaci recenzji. To znowu jest czas prywatny pracownika. Jeśli dołożymy do tego język angielski, to może okazać sie to dla wielu na prawdę niemałym wyzwaniem - nie tylko język, ale i umiejętność spisania w nim swoim myśli. Pamiętam, jak dziś, kiedy z języka polskiego zawsze miałem 3 z wypracowań i tylko dlatego zdałem maturę z polaka, że znałem wszystkie wymagane lektury i napisałem na temat bez błędów ortograficznych...3 strony A4! Dowiedziałem się, że pisałem konkretnie do bólu i ledwo mi się udało. Teraz z pisaniem jest łatwiej, ale wciąż wyrażenie swoich myśli w angielskim uważam za niebagatelną umiejętność. To znów podniesienie kwalifikacji pracownika i zwiększa jego obszar pozyskiwania wiedzy, nie wspominając już o znajdowaniu czytelników swojego "produktu" za granicą. To niemały kapitał dla firmy. Jeszcze do tego wrócimy.

Po trzecie, blog. Prywatny, bez wzmianki o pracodawcy ma inny wydźwięk niż ten ze wzmianką, albo wręcz firmowy. Tu możemy budować kapitał firmy przez aktywność pojedynczego pracownika w obszarze jej reklamy. W końcu, wielu z nas może wymienić firmy, z którymi chciałby współpracować tylko dlatego, że jej pracownicy są rozpoznawalni w tłumie. Z naszymi, lokalnymi firmami jeszcze kiepsko w temacie reklamy własnej przez pryzmat aktywności jej pracowników, ale da się zauważyć kilka, o których mógłbym powiedzieć niemało, tylko dzięki tego typu aktywnościom - przez pryzmat ich bytności na konferencjach, twitterze czy blogach. I znowu, aktywność pojedynczego pracownika jest w ramach własnego czasu, często ze zrzeczeniem się potencjalnych "zysków" z opublikowania swojej pracy - recenzji - na blogu firmowym. Rozpoznanie pojedynczego pracownika wtedy gaśnie na rzecz budowania marki firmy. To kolejny zysk pracodawcy.

Widać, że na tym przykładzie można wyróżnić zysk pracownika - własny rozwój literacki, rozbudowanie znajomości j. angielskiego, umiejętność prezentacji własnych myśli oraz zysk pracodawcy - podniesienie kwalifikacji pracownika oraz niebagatelna sprawa - reklama. Widzę w tym wzrost obu.

Rozważmy sytuację brzegową - jesteśmy na poziomie seniorskim (a może senioralnym?) i nasza pensja oscyluje w granicach 300k PLN netto jako programista. Uśmiech na twarzach wielu, zdradza nierealność tej sytuacji w Polsce, ale wierzę, że kiedyś będzie to możliwe (a może już jest?!). Trochę przekolorowałem (i śpieszę donieść, że daleko mi do tej kwoty, usprawiedliwiając jej brak, że jest mi po prostu niepotrzebna :)), ale mimo wszystko stawiam tezę, że bez względu na poziom aktualnych zarobków, firma wciąż ma możliwość podnoszenia pensji. Jak?

Czy pracownik jest jednostką w firmie, czy pracuje zespołowo? Odpowiedź nasuwa się sama - zespół przede wszystkim. Takie myślenie mi pasuje. Idźmy dalej.

Czy w pojedynkę można zarobić 300k PLN będąc na stanowisku programisty? Hmmm, być może. Zmieni się jednak nasze myślenie, jeśli rozważymy pracę całej ekipy mniej zaawansowanych programistów, sprzedawców i innych wspierających naszą pracę pracowników. Wszyscy robią rzetelnie, jak w jednym zespole. I tu się kryje tajemnica sukcesu - "wszyscy pracują rzetelnie"! W końcu, dlaczego prezes przedsiębiorstwa może tyle zarabiać, a pracownik niższego szczebla już nie? Czy wyższy szczebel w hierarchi firmy musi wiązać się z wyższą pensją niż podwładnego? Twierdzę, że nie.

Wszystko zależy od zaangażowania. Jeśli założymy, że wszystkim zależy na dobrobycie firmy, ale nie wszystkim zależy na zarabianiu więcej i więcej, to w końcu dojdziemy do sytuacji, że firma wykształci taką kadrę pracowniczą, że będzie trywialnym zdobywać kolejne projekty w kraju i za granicą, za które pokryje koszta własnych pracowników.

Czyż to nie pracownicy przynoszą kontrakty, za które oni sami są opłacani? Cudów nie ma. Czy grasz w pojedynkę, czy w zespole, moc przerobowa zależy od Twoich kwalifikacji i zaangażowania. Na moment zapominamy o takich anomaliach, jak łapówki, kontrakty z niekwalifikowanymi zespołami, itp. To z definicji są anomalie i raczej blokują rozwój społeczeństwa i krzewią złe przyzwyczajenia, jak "Tylko znajomości są ścieżką kariery w firmie i dadzą Ci podwyżkę".

Stawiam tezę, że w pewnym momencie firma będzie dostawała coraz bardziej intratne projekty, albo pracownik utworzy firmę potomną i mając wystarczająco doświadczenia spowoduje jej utrzymanie na rynku przez naukę nowych adeptów sztuki programowania. On sam, albo ona sama, ów szczęśliwiec pracując w obu przedsięwzięciach ma możliwość zarabiania więcej. I nie trzeba stawać się kierownikiem projektu czy PMem, czy co tam jeszcze wymyślono, aby utrudnić nam dostęp do zysków.

Pytanie tylko, czy nam się chce. Czy mamy wystarczająco motywacji, aby spróbować? I najważniejsze, czy jesteśmy społeczeństwem, które ceni zaangażowanych i pracowitych (i nie zarobionych, tylko pracujących)? Na to mam jedynie negatywne odpowiedzi. A Ty?

p.s. Znacznie uprościłem rozumowanie, bo pewnie nie powstałaby ekonomia, gdyby to było takie proste, ale niektóre rzeczy zdają się być w rzeczywistości proste, a tylko my sami je niepotrzebnie komplikujemy. Jak w sytuacji nieodpowiednich narzędzi do problemu.

19 komentarzy:

  1. Co do motywacji to proponuję zapoznać się z poniższymi http://www.youtube.com/watch?gl=PL&v=u6XAPnuFjJc

    lub bardziej obszerna wypowiedź
    http://www.ted.com/talks/lang/eng/dan_pink_on_motivation.html

    i książka ReWork

    Z doświadczenia mogę potwierdzić, że kasa motywuje najgorzej albo wcale :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tu nie chodzi o to, co oferuje pracodawca, ale o to, co życzy sobie pracownik. Jeśli to kaska to w porządku. Za nią możnaby w tekście podstawić wiele innych rzeczy. Pisałem o wyborze pracownika.

    Możesz rozwinąć temat odnośnie pakietów motywacyjnych?

    OdpowiedzUsuń
  3. Z mojego doświadczenia wynika (aczkolwiek myślę, że nie tylko ja tak mam), że najbardziej motywuje własna satysfakcja. A żeby ją osiągnąć, trzeba też widzieć pozytywne efekty swojej pracy.

    Jak mam poczucie że robię coś fajnego, widzę efekty, to jestem o wiele bardziej wydajny niż jak mam poczucie że "rzeźbię w gównie". Narzędzia też mają znaczenie. Jak po każdej zmianie muszę restartować aplikację, a restart trwa 2 minuty, to mi się odechciewa. A jak wystarczy odświerzyć stronę, i trwa to sekundę, i od razu widzę efekt swojej pracy, to mi się chce :)

    Ostatnio słyszałem o jednym startupie, w którym piszą w Scali, i zatrudniają samych naprawdę dobrych ludzi. I tak sobie myślę, że Scala może być bardziej przynętą dla takich ludzi, niż najlepszym narzędziem do rozwiązania problemu. Pewnie w Javie też by się dało, ale wielu dobrych programistów właśnie Scala przyciągnie znacznie skuteczniej.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Jacek - rozumowanie mocno uproszczone i przerysowane wg mnie. Co innego jest motywacja (tu pieniadze nie odgrywaja znaczacej roli - patrz link na youtube od Lukasza + mase innych opracowan i badan na ten temat. Nawet ankiety wsrod pracownikow pokazuja, ze nie pieniadze motywuja), a co innego wynagrodzenie za prace, czym w duzej mierze sa pieniadze. Przeciez po to pracujemy, zeby zarabiac pieniadze. Inaczej wszyscy robilibysmy wszystko charytatywnie.

    Co do wynagrodzenia, to firma powinna wynagradzac nie umiejetnosci pracownika i jego kwalifikacje, ale wyniki jego pracy. I o ile wyzsze kwalifikacja moga przelozyc sie na lepsze wyniki, o tyle nie jest to rownoznaczne. Co z tego, ze bedziesz guru Clojure jesli nigdy nie uzyjesz tego jezyka, ani wiedza z jego nauki nie poprawi Twojej efektywnosci w obecnej roli i w zadaniach jakie masz do zrealizowania. Wiedza, ktorej nie wykorzystujesz, w praktyce nie jest nic warta. To jak z pomyslami na startup. Pomysl, bez realizacji nie jest nic wart. Dopiero realizacja dobrego pomyslu (por. wykorzystanie unikalnej wiedzy) niesie niebagatelna wartosc. Co zrobic jak Twoja firma nie wykorzstuje Twoich umiejetnosci? Spraw tak, zeby je wykorzystala, albo zmien/zaloz firme.

    Z drugiej strony pracownik mocno zaangazowany, bez unikalnych kwalifikacji nie jest wiele wart. Kiedys podobno ktorys z prezydentow odwiedzal centrum NASA i spotkal murzyna latajacego z mopem i sprzatajacego. Ten zapytany co tutaj robi odpowiedzial: "Pomagam wyslac czlowieka w kosmos". Czy za pelne zaangazoawanie w swoja role w NASA ten czlowiek powinien dostac takie samo wynagrodzenie jak inzynierowie tam pracujacy? W tym temacie polecam blob Setha Godina i jego ksiazke "Linchpin".

    OdpowiedzUsuń
  5. Każdego specjalistę da się zastąpić skończoną liczbą studentów - Comarch?

    Reszta artykułu ciekawa ale raczej w kategoriach beletrystyki - zupełnie oderwana od realiów ekonomii, wolnego rynku i w końcu specyfiki IT.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przy założeniu, że pracujemy dla własnej satysfakcji, faktycznie pieniądze nie mają znaczenia. Mimo wszystko, większość z nas potrzebuje takiego motywatora i na razie nie widzę jakiegokolwiek motywatora, który miałby to zmienić. Właśnie ten przypadek opisuję. Jeśli ktoś chce kaski, bo to go kręci, to niech ma, ale musi się wykazać.

    I tu przechodzimy do wspomnianego Clojure. Jeśli osoba zapozna się z tematem na poziomie książkowym, to jest to pierwszy krok ku jego wykorzystaniu. Nawet, jeśli nie uda się wykorzystać tej, czy innej techniki, to i tak coś tam w głowie pozostaje i wierzę, że kolejne problemy zostaną rozwiązane łatwiej/szybciej. Liczę również, że skoro osoba już przeczytała książkę o Clojure, to gdzieś zmierza. Teraz należałoby pomóc znaleźć takiej osobie właściwą drogę i użyć jego motywację, aby stworzył coś fascynującego. Tutaj widzę rolę zespołu.

    Może się zdarzyć, że nauczę się wszystkiego, co dostępne o Clojure, a i tak nie będę miał smykałki do stworzenia czegoś biznesowego. To może być przypadłość danego osobnika i pewnie nauka Clojure tego nie zmieni.

    OdpowiedzUsuń
  7. @Marcin, tak, to chyba to ta firma, ale nie wspominajmy już o tym, bo mnie zawieszą :)

    Odnośnie samej treści, to faktycznie oderwało mnie od Clojure, po przesłuchaniu wykładu Jakuba. Coś mnie tchnęło, bo ostatnio wiele zastanawiam się co dalej, bo nie przypominam sobie, aby moi rodzice kiedykolwiek musieli podejmować decyzję w stylu "Być programistą w wieku 50 lat?" Wielu w Polsce mnie przestrzega przed takim myśleniem. Zastanawiam się dlaczego.

    OdpowiedzUsuń
  8. Napiszę tak, im więcej robię dla przyjemności czy też satysfakcji, tym więcej zarabiam i nie mówię tu tylko o pensji, ale innych dodatkach materialnych.

    Jeśli skupiamy się tylko na pieniądzach, to nigdy nie będziemy zarabiać wystarczająco. A marnowanie sobie życia tylko dla papierków jest po prostu chore.

    Róbmy swoje - powtarzając słowa piosenki, a kasa / mamona przyjdzie sama.

    OdpowiedzUsuń
  9. @Grzegorz Duda
    "Co do wynagrodzenia, to firma powinna wynagradzac nie umiejetnosci pracownika i jego kwalifikacje, ale wyniki jego pracy."

    Dwa kontrprzykłady, gdy chcesz płacić za potencjalną wiedzę/umiejętności pracowników:

    1. W firmie są sytuacje w której ktoś natyka się na jakiegoś buga/problem/nową technologię i poszukuje człowieka, który ogarnia dany temat. Gdy człowiek się nie znajduje, tracimy dzień, dwa na rozkminienie tematu. Jeśli w firmie panuje kultura nauki i samorozwoju, jest dużo większa szansa, że taki człowiek się znajdzie, ergo: zaoszczędzimy kilka(naście) osobodni. To są konkretne pieniądze, które zapewnia know-how.

    2. Dostajemy zapytania ofertowe, ale nie mamy doświadczenia w danej technologii, więc nie startujemy do przetargu. Gdyby w firmie panowała kultura samorozwoju i ktoś ogarniałby tą technologię, moglibyśmy zarobić grubą kasę.

    Dobre? Złe? Co Wy na to?

    OdpowiedzUsuń
  10. @Jakub - Jasne ze dobre. Z mala modyfikacja ;) Piszesz o placeniu, a nie o wynagrodzeniu. To o czym piszesz to nie jest wynagrodzenie. To raczej inwestycja z ktorej oczekujemy zwrotu w postaci konkretnych rezultatow pracy = wygranego przetargu (pkt 2) lub ubezpieczenie (pkt 1).

    Co do wynagrodzenia, to nawet wikipedia pisze, ze sa to "wypłaty pieniężne oraz wartość tzw. świadczeń w naturze (towary, materiały, usługi itp.) lub ekwiwalenty wypłacane pracownikom lub innym osobom fizycznym przez pracodawcę za wykonaną na jego rzecz pracę.". Czyli wynagrodzenie jest za prace, a nie za potencjalna prace.

    Bo czy np. wiedza Adama Malysza jak sie powinno skakac, lub Roberta Kubicy jak lepiej wyhamowac przed zakretem jest tym, za co im placa? Czy moze za zajete miejsce w konkursie/wyscigu?

    Teraz pytanie, czy majac swoja firme wolalbym zaplacic "rzemieslnikowi" ktory tylko wykonuje polecenia X zl i nic wiecej nie mozna od niego oczekiwac, czy artyscie, ktory sie ciagle ksztalci i udziela publicznie Y zl? Zakladajac ze Y > X. Dla mnie odpowiedz jest prosta. Oczywiscie, ze biore drugiego. Lubie pewne inwestycje ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. @Jacek: Muszę przyznać Jacku, że jesteś nie poprawnym optymistą. Ale w świecie, którym żyjemy tych optymistów potrzeba.

    Co do samych zarobków jako motywacji. Ja uważam i wynika to z mojego doświadczenia, że firma płaci tobie tyle ile w jej oczach jesteś dla niej wart. To co jest tutaj kluczowe to fakt, że to firma ocenia twoją wartość (a tak naprawdę jest to najczęściej jedna, dwie osoby) . Weźmy dwie sytuacje, developera naprawdę dobrego, który pisze dobry kod i developera który stworzył na tyle pogmatwany (co za tym idzie źle napisany i bardzo trudny w utrzymaniu) system, w którym tylko on się orientuje.
    Dobrego developera łatwo zastąpić, bo w jego kodzie "połapie" się każdy nowo przyjęty pracownik, a kiepskiego kodu nikt nie będzie chciał dotknąć nawet kijem. Z upływem czasu zły developer stanie się coraz bardziej niezastąpiony, a czasem "nietykalny". Jego pensja będzie rosła.
    A dobrego developera będzie można zawsze zwolnić i zastąpić skończoną liczbą studentów (to powiedzenie podobno jest autorstwa prof. Filipiaka, właściciela Comarch SA).

    Wiem, że to co napisałem brzmi strasznie ale niestety już widziałem takie przypadki i to nie raz. Wiem, napiszecie, że dobry developer jest bardziej wartościowy bo utrzymanie jego kodu jest tańsze i długoterminowo generuje większy zysk. Wiem, napiszecie, że zły developer i jego utrzymanie długoterminowo jest bardzo drogie i jest niebezpieczne dla firmy. A jednak takie historie, dlaczego ?
    Bo firma nie zdaje sobie sprawy ile dobry developer jest wart, a ile zły. Uważam, że powodem tego jest przepływ informacji oraz autopromocja. Często na poziomie szefa działu (w większych firmach) developerzy to bardzo małe mróweczki, a informacje o nich są zniekształcone i nieczytelne.

    PS Strasznie dzisiaj pesymistyczny jestem ;/

    OdpowiedzUsuń
  12. Wszystko fajnie, tylko zauważ jak to jest z rozwojem np.: kontraktorów w znanej Tobie firmie.
    Praktycznie ZERO możliwości rozwoju poza doświadczeniem projektowym. Na wszystkie propozycje rozwoju i zaangażowania słyszy się NIE.
    Króluje dokładnie to założenie: "Każdego specjalistę da się zastąpić skończoną liczbą studentów" oraz "Każdego studenta da się zastąpić nowym studentem", przez co psuje się krew regularom prowadzącym projekty, gdyż oczywiście to jest bzdura.
    Wynikiem tego, jest to, że żółci nie wiążą przyszłości z firmą i masowo odchodzą (ciągła rotacja) do firm, w których mogą się rozwinąć.
    Tak więc firma nie ma nic, oprócz krótkoterminowego zysku na projekcie i kosztów obsługi. To są niestety smutne realia.

    OdpowiedzUsuń
  13. A gdzie ten startup ze scalą?
    Szukałem roboty w tym kierunku i naprawdę POSUCHA na rynku :(

    OdpowiedzUsuń
  14. @zolc: to, ze firma wynajmujaca kontraktorow (jesli taki wlasnie scenariusz masz na mysli) nie chce inwestowac w ich rozwoj jest akurat naturalne. Taka wlasnie jest specyfika bycia kontraktorem i jedna z roznic pomiedzy praca na tej zasadzie a etatem.

    OdpowiedzUsuń
  15. @lk W Berlinie. http://numberfourag.wordpress.com/

    A posucha to jest, to prawda niestety.

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie trzeba szukać aż w Berlinie. W naszej firmie (Kraków) używamy Scali, Erlanga, OSGi i innych technologii, które jak pisaliście - przyciągają dobrych ludzi.

    I pewnie niektórzy się zdziwią, bo ta firma to nie startup, lecz Comarch...

    OdpowiedzUsuń
  17. Też dorzuce swoje dwa grosze.

    Rozumiem, że motywowanie samą gotówką jest złe i tutaj się nie zgadzam z Jackiem.

    Firma powinna motywować stopniem satysfakcji pracownika z pracy, co dla każdego może być czymś innym ale raczej na pewno jednym z podstawowych czynników będzie wynagrodzenie i to co robimy (czyli np. rozwojowe projekty).

    Insza inność jest taka, ze gdybym zarabiał więcej to bym nie musiał się w firmie prosić o szkolenia, książki i inne takie. Poprostu sam bym sobie za to płacił, byłoby mnie stać na nieograniczone inwestycje w swoje skille (też dlatego bo bym wiedział, ze ta inwestycja się zwróci) - niestety poki co nie udało mi się znaleźć takiego pracodawcy

    OdpowiedzUsuń
  18. Obejrzałem filmik z YT polecony przez Łukasza i uważam ze on potwierdza tylko to co napisał Jacek.

    "The best use of money as a motivator is to pay people enough to take the issue of the money of the table" 4:55

    Czyli jeśli ktoś uważa ze za mało zarabia to trzeba mu dać więcej - tak jak Jacek pisał - bo
    nie będzie w stanie się zaangażować w 100% w projekty firmy...

    Może być tak ze ktos bedzie szczęśliwym programistą za 1000 złoty miesięcznie przez długi czas, a potem się z ożeni urodzi mu się dziecko i nagle stwierdzi że potrzebuje zarabiać 20000 złoty i do poki tego nie dostanie będzie zmieniał prace i narzekał. Pracodawca musi podjąć decyzję czy on jest wart te 20 tysięcy.

    OdpowiedzUsuń
  19. Generalnie materiały na ten temat to raczej zagadnienie z zasobów ludzkich. Koncepcja ma punkty wspólne z koncepcją kapitału ludzkiego oraz kompetencyjnego modelu oceny/wynagrodzweń. Problemen z takim podejściem jest ot że jest to trudne w realizacji. Generalnie im firma bardziej innowacyjna tym bardziej jest to opłacalne - patrz google.

    OdpowiedzUsuń