Miniony weekend spędziłem rodzinnie w Górach Świętokrzyskich we wsi Tarczek w Gospodarstwie Agroturystycznym Anny i Andrzeja Trepków. Zdecydowanie polecam.
Wyjechaliśmy w sobotni ranek, aby około 10tej zjeść śniadanie z "koszyka pyszności" z jajkami gotowanymi na twardo, bułkami, pomidorami i herbatą z termosów (była też i kawa dla zainteresowanych!). Postanowiliśmy iść na całość i poczuć klimat wycieczek rodzinnych, w których jajka na twardo grały pierwsze skrzypce. Śniadanie na świeżym powietrzu było wspaniałe!
Na miejsce dotarliśmy około południa, aby zjeść obiad, który każdemu zapadnie w pamięci na długo. Nie tylko, że zupa, drugie danie i deser, więc ilościowo ponad moje możliwości, ale smakowite, że palce lizać. Znajomi zmuszeni byli odwiesić dietę do niedzieli :)
Na miejscu był stół do tenisa stołowego na zewnątrz pod okapem i piłkarzyki, i część czasu spędziliśmy grając. Pogoda nie rozpieszczała, a wręcz zaczął padać deszcz, ale mimo to wybraliśmy się na Święty Krzyż na Łysej Górze. To już drugi raz, kiedy tam jestem, a syn był tam nawet 3 razy, ale w końcu nie chodziło o to, aby zwiedzić coś nowego, a mile spędzić czas rodzinnie i ze znajomymi, i zarzyć świeżego powietrza spacerując po ciekawej okolicy. Szkoda tylko, że padało.
Kolacja była wspaniała. Obiadu zjadłem niewiele i do tego spacer, więc danie w postaci gotowanych klopsów/kulek ziemiaczanych weszło mi w oka mgnieniu i skończyłem na bodajże 4 porcjach. To była kolacja!
Na drugi dzień zaplanowaliśmy grzybobranie. O 8:00 śniadanie i o 9tej byliśmy w lesie. Trochę zbyt wysokie runo i dużo drzew liściastych, więc początkowo byłem sceptyczny, aby cokolwiek ciekawego znaleźć. Po chwili było ciekawiej. Doszukaliśmy się sporo zajączków, trochę borowików, kurek, ale i...goryczaków. Podobno (nie jest to potwierdzone i będziemy musieli wyrzucić nasze zbiory) był też jeden szatan! Po raz pierwszy spotkałem się z takim wysypem goryczaków, a nawet sądziłem przez (dłuższy) moment, że to koźlarze, chociaż brzóz ni widu ni słychu w promieniu kilometra :) Po raz pierwszy również spotkałem się z borowikiem ceglastoporym. Jak to mówią - człowiek uczy się całe życie. Gdyby znalazł się wśród czytelników osobnik znający się na grzybach, który zechciałby podzielić się swoją wiedzą, byłbym niezmiernie wdzięczny. Zdjęcia grzybów znajdują się w galerii Grzybobranie w Tarczku (świętokrzyskie) (pomyłka w nazwie, bo zamiast Tarczyn powinno być Tarczku, ale na razie nie mogę dostać się do konta, aby to zmienić).
Wróciliśmy z grzybów około 14tej wprost na obiad. Po nim partyjka tenisa, piłkarzyki, zrobiło się zimno i mimo pogody nikomu nie chciało wracać się do domu. W końcu jednak zebraliśmy się i jeszcze po drodze zajechaliśmy do pobliskiego Bodzentyna, w którym trwał akurat jakiś festyn, a może nawet odpust (?) Jak na ostatni weekend wakacji trasa powrotna była przejezdna bez większych problemów.
Pora na zbratanie się z jakąś encyklopedią grzybów przez kolejnym wrześniowym grzybobraniem. To pewnie będzie (przed?)ostatni wypad na grzyby. Później pewnie już tylko narty, a może snowboard? Tak po prawdzie już niedługo śnieg. Na Kasprowym podobno padało (!)
A gdzie Tobie udało się spędzić weekend? Można prosić o namiary na ciekawe miejsce na weekendowy wypad, abym nie musiał zbyt długo szukać, a jednocześnie zaimponować mojej żonie znaleziskiem (do tej pory tylko jej udaje się znajdować miejsca na nasze wypady i trudno ją będzie przebić). Może nawet moglibyśmy obgadać coś Javnego na miejscu? ;-)
Cięcina/Węgierska Górka - 8 km na południe od Żywca. Beskid Żywiecki. Spacery, rowery, gó(ral)skie klimaty, dobre jedzenie. No i mój dom. Wpadaj kiedyś ;-)
OdpowiedzUsuńPanie Jacku często zaglądam na Pańskiego bloga aczkolwiek komentarzy jakoś specjalnie nie zostawiam. Ale tak przy okazji tego wpisu zapytam, z racji, że ja ze świętokrzyskiego - pochodzi Pan z tamtych stron czy tylko krewni tam żyją :) Aha i polecam zamek Krzyżtopór w miejscowości Iwaniska jeżeli jeszcze Pan nie widział ;)
OdpowiedzUsuń